sobota, 18 stycznia 2014

6. Na przyjęciach grzecznie kłam.


- Hm. Ciekawe jacy są Ci ludzie z Suny. Pewnie to straszne snobki.
- Tsuyoi, nie możesz być od razu taka sceptyczna. Może akurat będą mili - uśmiechnął się Naruto, jak zwykle przekonany o niewinności i dobroci świata.
- Mhm, już to widzę. To, że mamy z nimi sojusz, nie oznacza, że każdy gościu z Piasku powita nas chrzanem i solą.
- Chlebem i solą - wtrącił się Shikamaru i zaraz wywrócił oczami. - Ale to kłopotliwe! To całe zakończenie! - jęknął.
Blondyn i białowłosa przytaknęli mu z nietęgimi minami. Dało się jednak zauważyć (i usłyszeć), że niektórzy bardzo cieszą się z takiego obrotu wydarzeń.
- Jak założę tą sukienkę to Sasuke nie będzie mógł oderwać ode mnie oczu!
- Eech? Nie jest trochę za krótka? To dość formalne przyjęcie.
- Kto to mówi? Pewnie nałożysz sobie na twarz tyle tuszu, że rzęsy Ci odpadną!
Drużyna siedem spojrzała po sobie i uśmiechając się nad głupotą innych ludzi, skręcili w uliczkę prowadzącą do domu Shikamaru. Potem Nara pożegnał się z nimi i odszedł.
- Jakie to cudowne uczucie, że nie będzie trzeba chodzić już na lekcje. Zapamiętywać materiału i zdawać testów.
- Naruto. Ty i tak nie chodziłeś na lekcje, nie zapamiętywałeś materiału i nie zdawałeś testów - westchnęła Tsuyoi i spojrzała w niebo.
Było trochę po południu, więc zostawał im cały dzień wolny i teoretycznie bardzo chętnie spędziłaby go w pokoju, leżąc w łóżku, ewentualnie nad rzeką, leżąc pod drzewem.
- Idziesz na ramen? - spytał blondyn i już skierował się w stronę Ichiraku.
- Przykro mi. Dziś muszę spasować. Dziadek Homura ma urodziny i muszę z rodziną iść złożyć mu życzenia.
- Ach tak... To może zaproszę Shika...
- Jego rodzina też... No wiesz. Będzie składać mu życzenia.
- Ta... No to pójdę sam. Trzymaj się - odwrócił się na pięcie z miną zbitego psa i odszedł.
- Wybacz, Naruto! Wynagrodzę Ci to! - krzyknęła jeszcze za nim i skierowała się w stronę swojego domu.
Pogoda wyglądała na zbyt piękną, by ludzie przejmowali się urodzinami jakiegoś starego dziadka. Tsuyoi i reszta wioski chętnie by o nich zapomnieli i zajęli się czymś przyjemniejszym niż sztuczne uśmiechy i fałszywe życzenia. Na pewno nawet sama Tsunade wolałaby siedzieć w swoim gabinecie i udawać, że pracuje.
- Kakashi też tam będzie? - spytała, gdy mama próbowała uczesać jej włosy.
- Kakashi sensei, od dzisiaj - zganiła ją kobieta i mocniej przycisnęła szczotkę do jej nierozczesywalnej fryzury po tacie. W końcu udało jej się choć trochę ją przylizać. - Tak, na pewno będzie.
- A rodzina wujka Orochimaru?
- Też przyjdą. Pewnie też wszystkie głowy klanów wraz z żonami i dziećmi. Ech, i jeszcze to jutrzejsze przyjęcie...
Jiraiya wypadł z pokoju, próbując wcisnąć na siebie spodnie od garnituru.
- Mniej marudzenia, więcej przygotowywania się! Odfajkujemy życzonka dla Homury i dopiero jutro się zabawimy! Będzie niezła imprezka!
Tsuyoi spojrzała na niego błagalnie, wzrokiem "tato, proszę, nie próbuj zachowywać się luzacko, bo Ci nie wychodzi...". Chwyciła swój ochraniacz z turkusowym materiałem i przewiązała go w pasie.
Gdy rodzina była już gotowa (nie licząc, że białowłosy musiał jednak założyć jakieś inne spodnie, bo te od garnituru rozpruły się na pół), wyszła z domu i skierowała się do niewielkiej posiadłości pana Homury, przed którą został ustawiony stół z jedzeniem i paroma tuzinami poduszek.
Atmosfera była dość napięta. W końcu było to prawie jak przyjęcie rodzinne - tylko nie z rodziną. Każdy formalnie się witał, składał dziadkowi życzenia, zasiadał do stołu i wpatrywał się w jedzenie, próbując wymyślić plan jak się stamtąd wynieść, lub znaleźć sposób by mieć do wszystko z głowy.
- Witaj, Tsssuyoi. - obok dziewczynki pojawiło się Wężowe Rodzeństwo lub, jak kto woli, Hebiki i Hebiko. - Sssłyszeliśmy, że  ukończyłaś akademię. Ressspekt - uśmiechnęli się tak, jak tylko węże mogły się uśmiechać. Było w nich coś odpychającego i chodzi głównie o te charakterystyczne syki wydawane przy ich wypowiedziach, oraz trupio białą skórę w kontraście z czarnymi włosami. Z wyglądy całkowicie wdali się w ojca. Z charakterów w sumie też. Równie mocno wprawiali rozmówcę w zakłopotanie i dezorientację.
- Dzięki. Ale co mi tam do was. Gdzie wujek? - wyjrzała zza nich, szukając w tłumie ich dokładnej kopii, jednak owej nie zauważyła.
Hebiko odezwała się pierwsza.
- Jest na misssji do jutra.
- Pewnie nie zdąży na przyjęcie. Rosssczarowana? - dodał Hebiki. Tsuyoi naprawdę nigdy nie wiedziała kiedy mówi ironicznie, a kiedy śmiertelnie poważnie próbuje zrobić jej na złość. A może po prostu dobierał słowa tak, by móc więcej syczeć?
- Nie za bardzo - mruknęła zgodnie z prawdą. Nie żeby nie lubiła wujka Orochimaru, ale parę dni bez niego mogło tylko przynieść ulgę. - Wybaczcie, teraz moja kolejka do tego głupiego wręczania prezentów - ukłoniła się szybko i odeszła w stronę Tsunade, która właśnie wyciągała ręcę z ładnie owiniętą paczuszką. Dziewczynka nie miałą pojęcia jaki prezent wręczają, ale ustawiła się przy ojcu i ukłoniła nisko, okazując ogrom szacunku, jakim darzyła Homurę.
- Dziękuję, Tsunade, Jiraiya... I ty Tsuyoi... Naprawdę rośniesz jak na drożdżach - rozciągnął swoje pomarszczone usta w starczym uśmiechu, który w ogóle nie pasował do jego twarzy.
- Pamiętam, jakby to było wczoraj... - nagle, jak spod ziemi, wyrósł Kakashi i przymknięciem jednego oka wyraził uśmiech. Lewą ręką obejmował wysokiego młodzieńca, który miał taką samą, znudzoną minę jak zwykle posiadał Hatake. - Kiedy mój mały Yuuki... - przycisnął chłopaka mocniej do siebie, a ten tylko jęknął.
- ...I Tsuyoi - podchwycił Jiraiya. - Planowali, że kiedyś się pobiorą! Jednego razu nawet...
- Tato! - białowłosa kopnęła go w kostkę i odepchnęła kawałek dalej, tak by stracił kontakt zarówno z Kakashim, jak i z Homurą, który zaczął chichotać pod nosem.
- No co? Nie tak było? - oburzył się starzec i posłał przyjacielowi jeszcze jeden głupi uśmiech.
- Idź lepiej kontroluj czy się mamie w dekolt nie patrzą. Pan Hyuuga już coś z Byakuganem kombinuje!
- Co? Już ja mu... - rozejrzał się, podwinął rękawy i tyle Tsuyoi go widziała. Modliła się tylko w duchu, by zaraz nie wymyślił jakiejś bójki.
Ruszyła powoli w stronę stołu z jedzeniem. Miała zamiar zająć jakiejś miejsce z brzegu i schować się na nim do końca tego pseudoprzyjęcia.
Usłyszała bardzo entuzjastyczne powitanie kogoś, potem więcej entuzjazmu, a potem coś wybuchło i już wiedziała, że to Akatsuki też przyszło złożyć życzenia Homurze. Przynajmniej tyle członków ile akurat było w wiosce.
Rzadko można było spotkać kompletne Akatsuki, ale było warto czekać do jakiegoś ważnego dnia dla Konohy gdzie nawet tacy bohaterowie wioski jak wspomniany "Brzask" nie wychodzili na misje. Akatsuki było najbardziej elitarną, najsilniejszą i najsławniejszą organizacja w Kraju Ognia, a prawdopodobnie i na świecie. Każdy z członków miał unikalne zdolności i osobowość, co nadawało tej grupie ludzi otoczkę jak z powieści o superbohaterach. Nie było dziecka, które nie wiedziało czym jest Akatsuki i nie było dziecka, które nie chciało by tam wstąpić. Głównym obiektem podziwu była jedyna dziewczyna w organizacji - Konan, kuzynka Papierowych Braci, ale ich umiejętności nawet nie dorastały kobiecie do pięt.
- Tobi życzy dziadziusiowi duuużo zdrowia! - dotarło do uszu Tsuyoi, ale za chwilę przestała słuchać. Skupiła się na rozłożonej przed nią misce curry, która parowała kusząco.
Nie często udawało jej się zjeść coś dobrego, bo mama nie miała czasu, a ojciec najzwyczajniej w świecie palił każdą rzecz, która leżała, pływała czy przewracała się w garnku.
Shikamaru zajął miejsce naprzeciw niej.
- Co z Naruto? Jak to przyjął?
- Niezbyt dobrze. Ale nadal ma czas by tu wbić i zniszczyć całe przyjęcie - uśmiechnęła się, wpychając sobie ryż do ust.
- Ta... Przydałoby się coś takiego. O, cześć Yuuki.
Tsuyoi połknęła za dużą porcję na raz i zakrztusiła się, rzucając pałeczkami w bliżej nie określonym kierunku.
- Chcesz mnie zabić, debilu?! - otarła usta i uderzyła się parę razy w obojczyki. Shikamaru najwidoczniej uważał to za przednią zabawę. Robił to zdecydowanie za często, a Tsuyoi zdecydowanie za często (czyli zawsze) się na to nabierała.
- Ooo, teraz jest tu naprawdę - Nara wskazał palcem za białowłosą.
- Mam tego dość, wychodzę - warknęła dziewczyna, wytarła ręce w serwetkę i podniosła się od stołu. Gdy chciała ruszyć przed siebie, od razu na kogoś wpadła, boleśnie dostając w nos.
- Och, Tsuyoi... Właśnie chciałem...
- Yukki! - jęknęła dziewczyna, a jej ręce zaczęły niespokojnie poprawiać włosy.
Młody Hatake był rok starszy od dziewczyny, a do tego posiadał już rangę chuunina. Jego włosy były tak samo blado szare jak u ojca, a oczy fioletowe - prawdopodobnie od rodziców matki, których nigdy nie poznano. Był drugim, po Sasuke, największym obiektem westchnień w wiosce, a tym razem reguła nie obeszła i Tsuyoi. Nie licząc, że całe życie traktowali się jak rodzeństwo.
- Tata mówił, że będziesz w jego drużynie - powiedział cicho, jak to miał w zwyczaju. Czasami Tsuyoi żałowała, że nie ma temperamentu po matce, a z drugiej strony po całym dniu z Naruto, rozmowa z Yukkim była przyjemną odmianą.
- Taa... Matka lubi się nade mną poznęcać...
- Hej, chyba nie wolałabyś mieć Guya? - uśmiechnął się słabo, a Tsuyoi przytaknęła, chichocząc. - Może będziemy chodzić razem na misje, w końcu są największymi przyja...
- Moim jedynym przyjacielem jest wiosna młodości! - wydarł się mężczyzna, który, jak się okazało, siedział tuż obok nich i wszystko słyszał. I wyglądało na to, że nie był z tego zadowolony. Od razu naburmuszył się i mrucząc coś pod nosem, pochylił nad swoim curry.
- Przyjdziesz jutro? W sensie na zakończenie akademii - Tsuyoi całkiem zignorowała nauczyciela w depresji i zwróciła się z nadzieją do Yukkiego. Ten jednak tylko pokręcił smutno głową:
- Przykro mi, mam od rana misję, chyba się nie wyrobię.
- Ach tak... Obowiązki chuunina... Rozumiem... - spuściła głowę.
- Ale jestem z Ciebie dumny i w ogóle - znów spróbował się uśmiechnąć, ale wszystkie jego uśmiechy wyglądały na poważnie wymuszone i znudzone. Tak jak cała jego mimika.
Zmierzwił grzywkę Tsuyoi i odszedł, mrucząc jakieś "och, chyba przyszła ciocia Rin" i "cześć".
- Oj, Tsuyoi... - mruknął Shikamaru, ale na tyle głośno, by usłyszeli go wszyscy przy stole. - Jesteś do dupy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz